Jesień w Szwecji

WYPRAWY WĘDKARSKIE / SZWECJA / 2011

Ostatnia już w tym roku wyprawa do Skandynawii. Wyruszam sam, a samolotem doleci do mnie stary dobry znajomy - Jarek Niewodzki. Naszym celem jest przetestowanie kilku interesujących łowisk w południowej Szwecji. Mam też w planie trzy dni wypoczynku i zupełnie "prywatnego" wędkowania na ulubionej niegdyś rzece Alsterån oraz na tęczakowych jeziorkach w regionie Kinda.

29 września - czwartek

Wyruszam z Warszawy w południe. Po drodze robie jeszcze zakupy w Centrum Wędkarstwa na Spójni. Szczupakowe i okoniowe gumy, główki, przypony… W Gdyni o 21.00 wsiadam na prom Stena Vision do Karlskrony. To nowa jednostka, imponuje ilością barów, restauracji i w ogóle infrastrukturą. Morska podróż jest spokojna, nie licząc hałaśliwej ekipy budowlanej z sąsiedniej kabiny, która robi mi pobudkę o 5.30. Pewnie tak wstają codziennie do pracy. Cóż - siła przyzwyczajenia.

30 września - piątek

O 9.00 zjeżdżam z promu i kieruję się od razu nad Alsterån. Jest mglisty jesienny poranek. O 11.00 jestem na miejscu w pensjonacie Vidingegard. Wita mnie Nanette. Biorę w przelocie licencję i i od razu ruszam nad rzekę - dziś ostatni dzień pstrągowego sezonu. Zrobiła się tym czasem przepiękna pogoda, świeci słońce a temperatura przekracza 20 stopni. Na pstrągi chyba trochę za jasno i za ciepło, ale trzeba próbować. Decyduje się łowić tylko na spinning, nie chcę mi się montować muchówki. W mojej ulubionej kipieli pod tamą wyjmuję od razu na niezawodnego "horneta" firmy Salmo niedużego pstrąga. Ma może trochę ponad 30 cm i dużo czarnych kropek. Ponadto notuję kilka niezaciętych brań, jedno chyba większej sztuki – na ciężką gumkę z opadu przy samym dnie. Próbuję też w szybkim nurcie rzeki poniżej zapory oraz w jeziorze, ale bez efektu.

Zmieniam miejsce i obławiam dość starannie miejscówkę dla niepełnosprawnych. Nie ma nawet jednego wyjścia. Jadę więc w dół rzeki. Przy mostku spotykam szwedzkiego wędkarza. Odpoczywa paląc papierosa. Obok niego w trawie leży ogromny złocisty pstrąg. Wysiadam więc z samochodu i rozmawiam chwilę z nowo zapoznanym kolegą . Okazuje się, że złowił rybę metoda muchową, na sporą czarno-czerwoną nimfę. To największy pstrąg jakiego upolował na Alsterån, a przyjeżdża tu z Kalmaru od wielu, wielu lat, po kilka razy rocznie. Walka trwała 20 minut. Gratuluje mu serdecznie i robię kilka fotek. Pstrąg ma na oko ze 4 kilo i około 70 centymetrów. Kolos!

Późne popołudnie poświęcam znowu na obławianie tych samych miejscówek co wcześniej. Jestem po chorobie jakiś osłabiony i nie mam siły przedzierać się przez las na mniej uczęszczane „zony” – w tym na mój ulubiony odcinek powyżej jeziora. W pędzącym wartko potoku mam rybę na kiju, niestety po kilku młynkach spada. Potem z kipieli pod tamą wyjmuję jeszcze dwa pstrągi, ale małe. Mają chyba nawet poniżej 30 cm. Z opadu na gumy zaliczam też kilka niezaciętych brań, dwa „spady” i oberwany ogonek od twistera. Kończę dzień z trzema wyjętymi pstrągami. Niby nie najgorzej, ale wielkość nie taka, jak to dawniej bywało... Dużych ryb jest na pewno mniej niż kiedyś, a te co pozostały, są sprytne i nieufne. Trzeba poczekać, aż podrośnie narybek, którego chyba sporo. Wieczorem Nanette i Michael zapraszają mnie na kolację. Jemy kurczaka, a na deser pyszne ciasto. Potem przy dyskretnej muzyce rozprawiamy o rybach, egzotycznych podróżach i sytuacji ekonomicznej w Szwecji oraz Danii. Nie siedzę długo, bo rano pobudka na szczupaki, a ja muszę przygotować jeszcze sprzęt.

1 października - sobota

Cały dzień spędzam na jeziorze Tämmen. Michael towarzyszy mi do 14.00, potem zostaję sam. Jest nieźle, bo łowię przez cały dzień 8 szczupaków i 3 okonie. Mam też leszcza "za kapotę" – a więc witamy w słynnym klubie. Michael zalicza trzy szczupaki, a największy z nich ma równe 4 kilo. Wziął rano w grążelach na bezzaczepową błystkę. Moje mają rozmiar od tzw. „pistoleta” do sześćdziesięciu centymetrów (półtora kilo).

Co zaskakuje, nie walczą zbyt agresywnie, niektóre są trochę apatyczne, ożywiają się tylko na chwilę przy łodzi. Trzeba je wydłubywać bardzo cierpliwie z trzcin i innych roślin na obrotówki oraz gumki. Ale biorą pewnie, mocno i głęboko. Wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie, aby się ruszyły na ciepłą jak zupa wodę za pokarmem. Kończę o zmroku. Kolacja i spać.

2 października - niedziela

O 10.00 żegnam się z miłymi Duńczykami i wyruszam w kierunku Nysjöns Fiske. Na miejscu jestem około 12.00. Kjell, jak zwykle bardzo serdeczny, kieruje mnie od razu na leśne jeziorko Lovgöl, bo u siebie ma jakąś grupę. W lesie jestem zupełnie sam. Marzenie! Mogę przez nikogo nie niepokojony łowić pstrągi tęczowe do zmroku. I robię to z wielką przyjemnością, zapominając o całym otaczającym mnie świecie. Ryby z początku w ogóle nie dają znaku życia. Przez pierwszą godzinę mam tylko jedną szczupakową obcinkę. Ale w końcu znajduję sposób na pstrągi i worek się rozwiązuje. Biorą na małą złotą wahadłóweczkę, prowadzona przy powierzchni bardzo szybkim, boleniowym można rzec tempem. Udaje mi się złowić tak trzy sztuki – jedną kilogramową i dwie dwukilowe. Kolejne ryby albo uwalniają się z kotwiczki (najczęściej po wyskoku), albo trącają tylko blaszkę nie zapinając się na hak. Koło 16.00 przychodzi pora na muchówkę. Używając dość lekkiego pomarańczowego streamera (ale na tonącej końcówce sznura) udaje mi się sprowokować do brań i skutecznie wyholować dwa piękne tęczaki – takie po 60 centymetrów każdy. Ryby skaczą jak oszalałe i odjeżdżają wybierając linkę niemal po backing. To wspaniały finał udanego dnia.

Po wędkowaniu wsiadam w samochód i ruszam w drogę do kolejnego mojego przystanku – Torestorp nad jeziorem Stora Nätaren. Zatrzymuje się u starych znajomych – Görana, z którym wędkowałem wiosną tego roku, i jego przemiłej żony. Wyremontowali właśnie stary dwustuletni dom i udostępniają go od lata tego roku turystom. On będzie stanowił moją bazę przez kolejne dwa dni.

3 października - poniedziałek

Pogoda pochmurna i momentami kropi, ale nadal ciepło. Rano przyjeżdża Kristian i ruszamy na jezioro Nöen. Wędkujemy na nim do 16.00. Owocem wędkarskiej tury jest 5 szczupaków. Dwa łowię ja, trzy Kristian. Jego są jednak znacznie większe – jeden ma 95 centymetrów, drugi około 85 cm, trzeci w granicach 60 cm. Wszystkie złowił na swoją gumowo-futrzaną „magic lure”. Mój większy też ma 60 cm, drugi jest znacznie mniejszy. Ładny szczupak spiął mi się po braniu w trzcinach na spoona. Na tę przynętę naprawdę trudno zaciąć rybę…

Jezioro ma niezaprzeczalny potencjał. Jest na nim sporo trzcinowisk, są podwodne łąki roślinności, a woda ma złoty odcień – jak na Tåkern czy Vixen. Trochę mało litoralu, ale znam gorsze zbiorniki pod tym względem. Ryby łowimy o dziwo dość płytko – na 1-2 metrach, jak wiosną. Ale woda nie ożyła jeszcze na dobre, bo jest bardzo, bardzo ciepło. Po powrocie do domu przeżywam mały dramat. Karta pamięci zawiesza się przy próbie przekopiowania zdjęć, a potem ni e chce się otworzyć. Może być zatem problem z fotografiami z dzisiejszej sesji. A szkoda, bo szczupaki Kristiana były zacne. Hol tego większego był nawet sfilmowany. C’est la vie. Ale może jeszcze da się to uratować? Zobaczymy, jak w kraju spiszą się fachowcy. (później uda się je odzyskać, co zaświadcza zdjęcie Kristiana z rybą powyżej)

4 października – wtorek

Odbieram Jarka z lotniska w Skavsta. Jedziemy potem prosto na nowe miejsce niedaleko Boras. W leśnym domku wita nas sympatyczny Sassi – Szwab ze Stuttgartu, który od wielu lat mieszka w Szwecji, a teraz zawiaduje projektem turystyki wędkarskiej. Gdy szukam domku o mały włos nie rozbijam samochodu – przy cofaniu uderzam tyłem w drzewo, ale o dziwo nie ma śladu. Wieczorem odwiedzamy jeszcze kilka miejsc nad jeziorem o nazwie Asunden (nie mylić z jeziorem Asunden z regionu Kinda). Najciekawszą ofertę ma Szwed o imieniu Einar. Domek stoi w lesie nad samą wodą. Jezioro ponoć dobre na szczupaki. Po zakwaterowaniu się w domku przyrządzam tatara z pstrąga po japońsku. Wyszedł chyba nieźle.

5 października – środa

Rano objeżdżamy domki nad różnymi jeziorami, a po południu łowimy z Sassim na przydomowym jeziorze - głównie na trolling. Pada sześć szczupaków, największy ma 88 cm. Jezioro wygląda świetnie, spore obszary dna porasta moczarka. Wieczorem na kolację robimy sobie barszcz z pielmieniami oraz schabowego z kapustą. Sassi aż cmoka, tak mu smakuje polsko-litewska kuchnia.

6 października – czwartek

Cały dzień leje. Objeżdżamy dalej domki w okolicy. Kilka ofert wygląda obiecująco. W pięknym i ekskluzywnym ośrodku Paarps Gard łowimy przez godzinkę na jeziorku pstrągowym, ale nic nie bierze. Wieczorem w domku jak zwykle uczta – tym razem smażony szczupak w panierce.

7 października - piątek

Ostatni dzień objazdu z Sassim. W samochodzie można udusić się od dymu, bo Niemiec odpala jednego od drugiego. Pogoda deszczowo wietrzna. Odwiedzamy szwedzkiego gospodarza a potem łowimy przez kilka godzi na małym jeziorze, do którego wpada śliczna, pstrągowa rzeczka. Niestety szczupaki nie chcą współpracować jak należy. Pada 5 sztuk, niezbyt okazałych… Dwa z nich wyciągam spoonem z gęstych zielsk i trzcin.

8 października - sobota

Rano pożegnanie z Sassim. Potem jedziemy przez kilka godzin nad jezioro Asunden – to w regionie Kinda, znane mi już wcześniej. Po drodze w sklepie w Rimforsie oczarowuje nas swą urodą kasjerka. Robimy zakupy m.in. na zupę ogórkową i do nowego domku u znajomego Szweda Kjella docieramy koło 15.00. Udaje nam się jeszcze połowić pstrągi na leśnym jeziorze Herrgölen. Jarek łowi trzy sztuki – w tym jedną o masie 3,8 kilograma! Ja tylko jedną. Wieczorem długo oczekiwana zupa na wołowym antrykocie.

9 października – niedziela

Testujemy jezioro Björkern. Jest dość spore i głębokie – na większej części ma ponad 30 metrów głębokości. Na echosondzie widoczne są wielkie ławice sielawy – Björkern jest jednym z najzasobniejszych jezior Szwecji w ten ceniony gatunek. Jest też pochodzący z zarybień namaycush czyli palia kanadyjska, ale trudno go złowić. Przez cztery godziny łowimy tylko trzy szczupaki, największy ma około 60 centymetrów. Wielkich toniowych gigantów nie udaje nam się skusić, ale cóż – skoro mają tyle sielawy...

Wieczorem dwie godzinki spędzamy jeszcze na Herrgölen. Tym razem ja mam więcej szczęścia – łowię 6 sztuk, Jarek tylko dwie. Ryby są dorodne, mają przeciętnie po dwa kilogramy. Biorą agresywnie na małe wahadłóweczki.

10 października – poniedziałek

Powyborcze dyskusje. Około południa wyruszamy na ryby. Nasza wędkarska sesja trwa około 4 godzin. Spędzamy ją wyłączanie na Björkern. Najpierw nastawiamy się na głęboki toniowy trolling. Zakładam wobler i dociążam go jeszcze 150-gramowym, a potem 300-gramowym ciężarkiem – tzw. „dopałem”. Pływamy sporo ponad ławicami sielaw, które są doskonale widocznie na ekranie echosondy. Praktycznie przez całe jezioro ciągnie się na głębokości 20 metrów wielki pas sielaw. Jednak nic nie bierze. Potem przestawiamy się na spinning. W zatoce niedaleko miejsca, gdzie zacumowana była nasza łódź (notabene doskonały australijski Quintrex), Jarek zacina z dna na głębokości 10 metrów ładnego szczupaka. Jednak ryba uwalnia się po kilku sekundach walki.

Potem płyniemy do nowej zatoki, około dwóch kilometrów od przystani. Miejsce jest fenomenalne – przy trzcinach sporo moczarki i głębokość 1 metr. Potem zaraz ostry uskok i spadek do 5 metrów. W tej zatoce mam na kiju 5 szczupaków. Wszystkie biorą na gumy. Pierwszy, taki około 1,5 kilograma, zrywa mi się z „dozbrojki” żółtego kopyta tuż przy łódce. Potem wyjmuję trzy sztuki w granicach od kilograma do półtora. I wreszcie potężne branie i ryba obcina mi plecionkę powyżej wolframowego przyponu. Szkoda, to mógł być szczupak wyjazdu. Zaraz potem ryby przestają brać - szaleńczy żer trwał około 20 minut.

Niestety musimy przedwcześnie spływać, bo leje jak z cebra. Wieczorem odwiedza nas Kjell i jemy razem kolację. Po jego wyjściu musimy się jeszcze spakować, bo rano znowu w drogę.

11 października – wtorek

Rano przejeżdżamy nad jezioro Yxern – można powiedzieć już legendarne, rozsławione filmami realizowanymi przez „Wędkarstwo Moje Hobby”. Po drodze spotykamy się w wiosce Frödinge z Jacobem – naszym przewodnikiem w tym rejonie. Sympatyczny gość, z twarzy sobowtór braci Kliczko. Okazuje się, że też uprawiał boks. Następnie kwaterujemy się w przytulnym wiejskim domku. W południe jesteśmy już na wodzie.

Ryby stoją głęboko, na 8-12 metrach. Dlatego decydujemy się na trolling. To dobry wybór. Pierwszy szczupak ma równy metr i 6 kilo wagi. Zacina go Jarek.

Potem mamy jeszcze 2 małe szczupaki i na deser ładnego dwukilowego sandacza. Jezioro zadziwia swym charakterem – jest otoczone bujnymi wysokimi trzcinami, co w Szwecji rzadkie, ma niezliczoną ilość urokliwych zatoczek, a dno jest niezwykle pofałdowane – miejsca płytkie sąsiadują bezpośrednio z ostrymi spadkami na 10 i więcej metrów.

Po powrocie do domku - kolacja, tradycyjnie już na tym wyjeździe wykwitna i bardzo smaczna. W menu sandacz z ziemniaczkami puree i mizerią. Bezapelacyjnie najlepsze danie wyjazdu.

12 października - środa

Trudny dzień. Wietrznie i zimno, choć na upstrzonym nielicznymi cumulusami niebie świeci słońce. Cały dzień wędkujemy na północnej części jeziora. Wyniki są jednak słabe – padają tylko trzy szczupaki niewielkich rozmiarów. Jeden w trollingu, dwa na spinning z opadu przy próbie złowienia sandacza. Sporo czasu spędzam wpatrzony w mapę i ekran echosondy poznając ukształtowanie dna jeziora. Spływamy wymrożeni lodowatym wiatrem i zdrowo zmęczeni. W domku długo dochodzimy do siebie. Potem kolacja, winko i spać.

13 października - czwartek

Rano spotkanie biznesowe z gospodarzem, a potem ruszamy do Karlskrony. Po drodze odwiedzamy jeszcze Kalmar. Jest piękna pogoda, robimy sobie mały spacer po starówce. Docieramy do znajomego sklepu wędkarskiego, ale zamiast zakupów czeka nas rozczarowanie: sklep jest w likwidacji. W Karlskronie buszujemy trochę po dużej „Ice”, a potem wjeżdżamy na prom. Skromna kolacja w barze, dwa piwa przy sympatycznej muzyce i spać. W nocy sztorm – porządnie buja i trudno zasnąć.

14 października - piątek

Mozolny przejazd przez pół Polski i dopiero koło 16.00 jesteśmy u Jarka w Hornówku. To koniec wyprawy, która dała mojemu koledze dwa życiowe rekordy. Żegnamy się serdecznie i już umawiamy na następną. Jak Pan Bóg da zdrowie, jest szansa już w przyszłym roku!

Szwecja, paździenik 2011