Kierunek zachód!
18.11.2015 / WYPRAWY WĘDKARSKIE / DANIA-NIEMCY
W chłodny październikowy poranek wsiedliśmy z Zenkiem Grabowskim do samochodu i pomknęliśmy autostradą A2 w stronę Berlina. W Niemczech dopadł nas deszcz, który towarzyszył nam w tej podróży niemal do samego końca, chłoszcząc niemiłosiernie przednią szybę auta. Berlin ominęliśmy szerokim łukiem kierując się na Hamburg, a potem wzięliśmy kurs na przygraniczny Flensburg.
Nasz gospodarz i przewodnik w Danii – Franz
Przestało padać dopiero tuż przed duńskim Silkeborgiem. Powietrze stało się przejrzyste, a na niebie ujrzeliśmy gwiazdy. Około 22.00, błądząc jakiś czas po ciemnym lesie, którego obecność w Danii była dla nas wielkim zaskoczeniem, dotarliśmy wreszcie do celu – kameralnego ośrodka wczasowego, na który składało się kilka domków campingowych. Po pokonaniu dwóch szlabanów znaleźliśmy się w sercu rozległego systemu jezior i mogliśmy wreszcie odetchnąć czystym, rześkim powietrzem.
Jutlandia - a konkretnie pojezierze Silkeborg - było naszym pierwszym przystankiem na tej jesiennej wyprawie. Spędziliśmy w niej cztery dni, łowiąc ryby zarówno w jeziorach, jak i w delcie rzeki Gudena, zwanej również Randersfjordem. Wyniki były zmienne. Jeden dzień obdarzył nas dużą liczbą brań i kilkoma wyjętymi do łodzi szczupakami w granicach 80-90 cm, ale do pełni szczęścia odrobinę zabrakło, gdyż sztuka mająca na oko grubo ponad metr pożegnała nas potężnym bełtem na powierzchni wody i wypięła się z haka.
Drugi dzień zakończyłem tylko z jednym szczupakiem, ale za to ładnym – około 6-7 kilo. Nie miał niestety metra, bo duńskie esoksy okazały się szerokie i krępe, ale przez to krótsze niż np. szwedzkie. Poza szczupakiem trafiło mi się kilka okoni, a Zenuś niestety nie złowił nic. Wreszcie trzeciego dnia nie udało nam się wyholować ani jednego szczupaka. W znajomej zatoce, którą systematycznie obławialiśmy przez kilka godzin, brania z niewiadomej przyczyny ustały zupełnie. Prawdopodobnie ryby przemieściły się w inne miejsce, gdyż znajomy wędkarz duński zameldował złowienie przy ujściu rzeki dwóch metrówek, ale tak daleko nie chciało nam się już płynąć.
Ostatni czwarty dzień spędziliśmy na łowisku pstrągowym typu „put and take”. Takich jeziorek jest w Danii naprawdę dużo - można powiedzieć, że to duńska specjalność. Udało mi się przechytrzyć dwa pstrągi – jednego na suchą muchę (a w zasadzie sporego różowego streamera, którego kładłem na powierzchni), a drugiego na wolno tonącego streamera zaatakowanego przez rybę w pobliżu dna. Nie było lekko, bo wyglądało na to, że pstrągi po południu praktycznie kończyły żer, a my wykupiliśmy licencje akurat na godziny pomiędzy 14.30 a 17.30. Wcześniej wędkarze mieli znacznie więcej szczęścia, a grupa Holendrów wywoziła nawet całą skrzynkę grubych tęczaków w granicach 2-3 kg. Cóż, tak bywa. Miałem jeszcze trzy brania, ale dwóch ryb nie zaciąłem, a jedna zerwała mi muchę. Z pstrągów przygotowaliśmy smakowite potrawy – jeden został usmażony na maśle, a drugi posiekany na tatara.
Drugą część wyjazdu spędziliśmy w niemieckiej Saksonii , niedaleko granicy z Polską. Zamieszkaliśmy w Budziszynie (Bautzen) dlatego, że bardzo chcieliśmy poznać to historyczne miasto. A łowiliśmy na jednej z saksońskich zaporówek, na którą dojeżdżaliśmy codziennie autem. Do boju prowadził nas znakomity zgorzelecki wędkarz Grzegorz Zarębski. To wielce utytułowany wyczynowiec, Mistrz Świata i Europy w spinningu, wieloletni kadrowicz. Stanowi klasę dla samego siebie. Grzegorz ma wytypowanych w Niemczech kilka zbiorników zaporowych i naturalnych jezior, na które zabiera swoich gości w charakterze przewodnika.
Tym razem dwudniowe łowy z mistrzem nie zakończyły się spodziewanym sukcesem. Sandacze zwyczajnie nie brały, gdyż z powodu nienormalnie wysokiej temperatury wody nie skupiły się jeszcze w większe zgrupowania wokół drobnicy, co nastąpi pewnikiem w listopadzie. Przy znacznym rozproszeniu ryb konkurencja pokarmowa nie jest tak wielka i stąd apatia metnookich na widok naszych przynęt. Padła tylko jedna ryba w granicach 3,5 kilo. Poza sandaczem podło kilka szczupaków i ładnych okoni, ale nie one były naszym celem. Jednak tych dwóch dni nie uznajemy za stracone. Warto było poznać Grzegorza, posłuchać opowieści o jego przygodach, a przy okazji nauczyć się bardzo, bardzo wiele z zakresu wędkarskiej techniki i taktyki. Jeszcze na pewno pojadę tam na sandacze, gdyż łowienie z Grześkiem jest po prostu ekscytujące!
Jako rekompensatę za brak wędkarskiego farta Grzegorz zaproponował nam, abyśmy w dniu wyjazdu pojechali z nim jeszcze tylko na dwie godziny na jego tajną rzeczułkę, wijącą się wśród pól i łąk. To podobno okoniowe eldorado. Okazało się, że rzeczywiście. Złowiliśmy z Zenkiem na „mikrospinning” (malutkie gumeczki, delikatna wędka) grubo ponad setkę ryb, a rzuty bez brań były rzadkością. Oprócz okoni trafiały się też sandaczyki i wzdręgi. W takim ciurku – wprost niebywałe!
A potem – znów na autostradę i do domu. Dożyliśmy więc czasów, że bezpośrednio z Warszawy mogliśmy zrobić wielką wędkarską pętlę przez północny-zachód Europy nie zjeżdżając prawie z autostrad.
Domek, w którym zamieszkaliśmy
Franz czeka na nas w swej przewodnickiej łodzi
Ruszamy na podbój Danii!
Na początek można spróbować trollingu
Ryb tu nie brakuje…
Piękna sztuka - wziął z dna na błystkę „Lusox”
Franz ma specjalny system na okonie
Duński las – byliśmy w szoku, że w ogóle jest!
Slipujemy łódź w Randers
W porcie jest brzydko…
… ale zaraz wpływamy w las trzcinowisk
To delta rzeki Gudena, zwana Randersfjordem
Zenuś otwiera ten dzień
Ryby biorą znacznie lepiej, niż wczoraj
I TO BARDZO PRZYZWOITE RYBY
Franz na swoim terenie nie daje za wygraną…
Śliczne są te szczupaki
Mają jasne ubarwienie jak kanadyjski „muskie”
Są tłuste, krępe i silne
Kolejna sztuka Franza
ja też nie mogę narzekać
Za ten dobry dzień!
Końcowy akord
Spacer po Silkeborgu
Duńskie korony – nie ma tu euro
Na łowisku „put and take”
Wystarczy wypełnić blankiet
I wrzucić go do skrzynki razem z pieniędzmi
Holendrzy mają niezłe łupy – wędkowali od rana
Duńczyk pokazuje, że na muchę też można
Montuję więc muchówkę i po kilkunastu rzutach mam rybę
Ładny tęczak
Wziął na takiego streamera z powierzchni
Smażony pstrąg – z przyprawą i bez
A to pstrągowy tatar
Ostatni dzień duńskich połowów przed nami
Złota duńska jesień
Chwila zadumy przez łowieniem
Odpoczynek w jesiennym słoneczku
Na tych jeziorach dozwolone tylko 8 węzłów…
Do roboty, panie Zenku
Sporo tu kajakarzy – Dania chyba jest w tym potęgą
Jeszcze jeden rzut, ale dziś nie biorą
Samochód już spakowany, zaraz ruszamy
Okładki duńskich gazet – nic tu nie ma o naszych wyczynach
Już w Saksonii. Startujemy sporo świt na ryby.
Zaczynamy łowienie na jednej z zaporówek
Zaciąłem, ile sił w rękach...
Bracie, cóż to była za ryba!
To było właśnie tam
Sandacze łowimy na takie gumy
Orzeł przedni – taki, jak w niemieckim godle
Mistrz Grzegorz Zarębski z sandaczem
Miejscowe specjalności - ciemne piwo i dziczyzna
Kolejny poranek – miasto budzi się do życia
Ależ tych kormoranów!
Nad jeziorem czeka już na nas Grzegorz
Ryba zacięta
Tym razem to szczupak
Odpoczynek z łykiem kawy
Łódź Mistrza Świata robi wrażenie
Napijmy się zatem, mistrzu!
Woblery wyrzucone na brzeg – znaleźne mogą być łowne…
Posiłek na łódce – gajd o wszystkim pomyślał
Piękny garbus
Jeszcze się nie poddajemy, jeszcze walczymy
Kolejny okoń
I kolejne szczupaki
Specjalny elektryczny silnik Grześka – prawdziwe cudo
Pora do domu
Wieczór w Budziszynie – w tle Stare miasto
Pod nami rzeka Szprewa
A to już budziszyn nocą
Nasz hotelik
Nasz hotelik
Na spacerze po starówce
Napisy są dwujęzyczne – po niemiecku i serbskołużycku
Mostek na Szprewie
Łużyczanie to grupa etniczna zachodnich Słowian
Przed nami ostatnia sesja
Łowimy w rzeczce, przypominającej rów melioracyjny
Ale okoni są tu tysiące
Biorą na mikroprzynęty
Kolejny - łącznie będzie ich grubo ponad sto w dwie godziny
Wśród okoni trafiają się małe sandacze
Na patelnię najlepiej nadają się takie w granicach 20-25 cm
O, ten będzie już dobry
I ten na pewno też
Trafiła się wzdręga - ją na pewno wypuścimy
A to nieco ładniejszy okoń
Kończymy na kebabie u Turka
Grzegorz przed swym sklepem w Zgorzelcu
Spreparowany szczupak 118 cm - złowił go Grzesiek na superdelikatny sprzęt
Silkeborg, październik 2015