Alpejskie pstrągi

01.12.2014 / WYPRAWY WĘDKARSKIE / AUSTRIA

Kaprun i Zell am See – dwie niewielkie miejscowości położone w austriackich Alpach – tworzą „Europejski Region Sportowy”. Przebogata infrastruktura narciarska, liczne trasy rowerowe i spacerowe, sportowe lotnisko, a także piękne górskie jezioro dają licznie przybywającym tu turystom szansę na fantastyczny aktywny urlop – i to zarówno latem, jak i zimą.

w tym miejscu udało mi się zaciąć olbrzymiego pstrąga

Ja do tych wszystkich atutów dodam jeszcze ten najbardziej mnie interesujący: przez okoliczne łąki przepływa duża alpejska rzeka o nazwie Salzach, zasobna w naturalne pstrągi potokowe, klenie, lipienie, głowacice i alpejskie saiblingi, a także pochodzące z zarybień tęczaki. Dlatego wybierając się po raz pierwszy w te strony postanowiłem bezwzględnie zabrać wędkę i pudełko z przynętami.

Na pierwszy rekonesans wyruszyłem w towarzystwie miejscowego wędkarza - Franza. Pokazał mi kilka jego ulubionych miejscówek i zdradził niektóre tajniki tej wody (co notabene okazało się bardzo przydatne w kolejnych latach). Dzięki temu udało mi się już przy pierwszym podejściu złowić cztery pstrągi (trzy wymiarowe od 30 do 35 cm) i jednego klenia. Jeśli chodzi o samą rzekę to była uregulowana opaskami, co na pewno ujmowało jej nieco uroku, ale całkowity brak konkurencji oraz duża ilość ryb stanowiły z kolei gigantyczny plus. Dodatkowo wędkowanie umilały nam nieśmiałe promyki kwietniowego słońca, zapach wiosny, świergot ptaków i wspaniałe widoki znajdujących się całkiem blisko Wysokich Taurów, które strzeliste wierzchołki i strome zbocza były jeszcze pokryte grubą warstwą śniegu.

Drugi wypad na wodę zrobiłem sam. O szóstej rano, przy jazie zbudowanym na połączeniu kanału oraz rzeki Salzach w miejscowości Bruck, udało mi się na tzw. „krakowski” woblerek zaciąć bardzo dużego tęczaka – na oko miał około 3 kilo i ponad 60 centymetrów. Sukces zawdzięczałem zapewne bardzo cichemu podejściu do brzegu w pozycji „na czworakach”. Hol trwał chwilę i nie był łatwy, bo ręce drżały mi z podniecenia, ale powoli zbliżał się do finału. Niestety, gdy ryba była już blisko mojego podbieraka najzwyczajniej w świecie wypięła się z haka i czmychnęła w nurt rzeki. Co tu dużo mówić, żal był duży… Trzeba było jednak szybko wziąć się w garść i dalej łowić. Dzięki temu ranek zakończyłem z trzema rybami w siatce – dwoma potokowcami 33 i 36 cm, oraz jednym saiblingiem 34 cm. Przygotowane później na kolację smakowały wybornie!

Salzach okazała się dla mnie łaskawa (choć myśl o straconej dużej rybie tkwiła jeszcze długo w duszy niczym zadra), a czas spędzony nad nią znacząco różnił się od setek godzin przepracowanych na polskich łowiskach. W każdej chwili spodziewałem się brania, w wielu miejscach czułem instynktownie obecność ryb, a przynajmniej w to wierzyłem, więc serce pozostawało non-stop w radosnym podnieceniu. Właśnie takie wędkarstwo ma sens, właśnie takie łowiska są jego solą!

deszczyk popadał, pora na ryby!

jezioro zeller see jest zasobne w sieje, trocie i szczupaki

Kaprun, kwiecień 1996