Dwa tygodnie na Północy

15.07.2015 / WYPRAWY WĘDKARSKIE / SZWECJA, NORWEGIA

Właśnie wróciłem z kolejnej wyprawy, którą na moim prywatnym liczniku opatrzyłem numerem 99 (już niedługo jubileusz!). Była długa, niełatwa, niekiedy wyczerpująca fizycznie, ale jednocześnie wspaniała pod względem wędkarskim i towarzyskim. Wiodła najpierw do szwedzkiej Laponii, a potem do Norwegii.

w hakonset grzegorz złowił swojego pierwszego w życiu halibuta

Pierwszą, tygodniową część wyprawy, spędziłem w towarzystwie Michała Pszczoły na łowiskach zlokalizowanych nieopodal lapońskiego miasteczka Arvidsjaur. Naszym celem był połów szczupaków (głównie na przynęty powierzchniowe), grubych okoni (na lekki spinning), a także arktycznych palii (na sztuczną muchę). Wracałem tam po trzech latach, pamiętając o łowionych wówczas okazach i licząc na „powtórkę z rozrywki”. Na miejscu spotkała nas miła niespodzianka – po makabrycznej w tym roku pod względem pogodowym wiośnie nadeszło wreszcie długo oczekiwane ocieplenie, a ryby natychmiast rozpoczęły żer. Trafiliśmy więc we właściwy moment. Trochę szczęścia nie zawadzi, tym bardziej, że wielokrotnie bywało pod tym względem zupełnie odwrotnie.

Dwa fantastyczne wieczory spędziliśmy na słynnym „bagnie”, delektując się braniami grubych szczupaków i okoni. Na płytkiej wodzie co chwilę atakowały przynęty z wielką agresją. Szczególnie efektowne były pobicia powierzchniowych popperów i innych wabików – nagły potworny huk, fontanna wody i ukazanie się rozdziawionej paszczy nad jej lustrem to coś, czego nie zapomina się nigdy...

W drodze przez las - kierunek bagno!

Słynne bagno w pełnej krasie

Zamieszkują je takie oto misie

Na początku biorą mniejsze

Potem coraz większe

Okoń z tych okazowych

Świetne brania trwają

Kończymy o 1.00 w nocy

Na innych jeziorach oraz spływie rzeką (cóż za przygoda!) było równie ciekawie – zanotowaliśmy ze dwie setki wyholowanych ryb. Były piękne szczupaki (największy 105 cm – trofeum Michała), były okazowe okonie (kilka w przedziale 45-50 cm). A więc pierwsze dwa cele zostały zrealizowane z nawiązką. Jeśli chodzi o palie – również nie możemy narzekać, choć na ryby trzeba było z mozołem zapracować. Pierwszego dnia udało mi się złowić 8 sztuk, a Michałowi 4. Jednak jego sztuki były nieco większe, a w dodatku dwie ryby złowił na suchą muchę. Brawo! Druga próba zakończyła się remisem 4 : 4, a ryby brały przede wszystkim na głęboki trolling z użyciem streamerów. Jednak i tym razem Michał wyjął jedną z nich na suchą muchę, położoną przy samych trzcinach. Łowiliśmy z wykorzystaniem jednoosobowych pontonów – tzw. belly boats. To naprawdę świetne wędkowanie!

Na spływie rzeką - niektóre trofea są słusznych rozmiarów

Mamy dublet - jeden z wielu

Nie ma co - łowiska wokół arvidsjaur obfituja w piękne ryby

Jedna z moich palii wraca do swego domu

Cudownie ubarwiona - Michał upolował ją na suchą muchę

Piękna lapońska palia czyli arctic char

Na obiad dzisiaj kiełbaski z rusztu

Popołudnie na mniejszym jeziorku

Ryby biorą tylko na głęboko prowadzone streamery

Drugi dzień na paliach mimo deszczu jest równie udany jak pierwszy

Pewnego dni a nadszedł jednak moment, gdy trzeba było się rozstać. Michał wrócił samolotem do kraju, a ja podążyłem z grupą warszawskich przyjaciół, którzy dojechali po mnie do Laponii, na kolejną wędkarska przygodę – do Norwegii. Zamieszkaliśmy w wędkarskiej bazie, położonej na półwyspie Hakonset, nieopodal Narwiku.

Spędzony tam tydzień był równie wspaniały. Pogoda dopisała, więc każdego dni a udało nam się wypłynąć nie tylko na fiord, ale i dalej, pomiędzy wysepki archipelagu, a także niekiedy nawet na otwarte wody Zatoki Vestfjorden. Łowiliśmy dość lekko i płytko, aby zapewnić sobie większą dawkę przyjemności (nie znoszę opuszczać półkilowej sztaby na 100 i więcej metrów – zdecydowanie wolę finezyjny spinning, nawet kosztem największych ryb). Padła olbrzymia ilość dorszy, z których większość miała masę w przedziale 3-6 kilo. Ponadto były też sztuki większe – rekordowa miała 11 kilo i padła łupem Sławka Smółki. Grube wątłusze, dochodzące niemal do 10 kg, zaliczyli też Sławek Jasiński, Przemek i Grzegorz. Z innych gatunków odnotować trzeba dwa wyholowane halibuty o masie 7 i 9 kilo (Grzegorz i Sławek Jasiński), dwa zerwane przy łódce (jeden na pewno kilkunastokilogramowy), rdzawca o masie 5 kg (Przemek), cztery brosmy (Sławek J. i Daniel), jedną przypadkową makrelę, jednego równie przypadkowego karmazyna, jednego plamiaka, jedną molwę (kulinarny rarytas!) oraz wiele czarniaków (niestety tylko do 2-3 kilo).

To już Norwegia - ośrodek na Półwyspie Hakonset

Typowe norweskie domki dla wędkarzy

Tomek z ładnym dorszem

Jest się czym pochwalić

Dorsze mają niekiedy pomarańczowe ubarwienie

Są czarniaki i rdzawce

Dorszowe żniwa

Dorszowe żniwa i zębacz niemieckiego kolegi (12 kg)

Dorszowe żniwa - cd.

najprzyjemniej łowi się na lekki spinning

W tle zarys Lofotów

Smakowite filety już czekają na transport do Polski

Ilościowo każdy wyłowił się do „bólu” rąk, a najciekawszym trofeum był… podniesiony z dna kabel elektryczny (na długości kilkuset metrów). Nie zdążył opaść, a zdążyliśmy zaliczyć jeszcze jeden zaczep i stracić kolejną gumę. Nawiasem mówiąc, na takie zaczepy trzeba uważać i najlepiej nie łowić w okolicach oznakowanych podwodnych kabli. Mogą być pod bardzo wysokim napięciem.

Podczas wędkowania mieliśmy też zagwarantowane wielkie wrażenia estetyczne – codziennie mogliśmy podziwiać po drugiej stronie zatoki wyłaniające się z morza poszarpane wierzchołki Lofotów. Niezapomniany widok! Tak więc z wyprawy wróciliśmy zmęczeni, ale pełni wrażeń i nad wyraz szczęśliwi.

Pożegnanie

Wokół Narwiku jest wiele miejsc związanych z historią

Ten równoleżnik to Koło Polarne

Wracamy do krainy normalnych nocy

Szwecja-Norwegia, czerwiec-lipiec 2015